Dr Bulb
Jak wiecie lub nie, teraz odbywam roczny staż w szpitalu, który polega na przejściu przez kilka oddziałów. Na każdym z nich jestem różnie 2 tygodnie a czasem 10 (jest dokładnie zaznaczone gdzie i ile).
W połowie grudnia skończyłem swój dwutygodniowy staż na noworodkach i przede mną miał być 6 tygodniowy staż z medycyny rodzinnej. Było to dla mnie o tyle istotne, że gdzieś tam z tyłu głowy rozważam (rozważałem?) to jako specjalizację. Poszedłem dzień wcześniej zapytać się Panią doktor, na którą mam się stawić. Zanim zdążyłem zadać jej pytanie ona zagrała ze mną w otwarte karty:
"Gdzie chce Pan być, żeby nie być tutaj?"
Z jednej strony było mi to na rękę. Tak naprawdę miałem już rozmowę z zaprzyjaźnioną lekarką u której mógłbym chodzić ale tak "na czarno". I chciałem przekonać Panią Doktor właściwą, żebym do niej chodził np. co drugi dzień.
Ale tutaj sprawa została postawiona troszkę inaczej. Więc chwilę się zastanawiając powiedziałem, że myślę o psychiatrii.
I tak od 17 grudnia chodzę sobie na psychiatrię. Z tego chyba się ucieszyłem bardziej, ponieważ teraz na oddziale jest remont i tylko połowa oddziału przyjmuje pacjentów. Więc gdybym był tylko tyle ile powinienem być na stażu to 4 tygodnie to naprawdę niewiele. A tak do tego po medycynie rodzinnej według planu miałem psychiatrię, więc mój staż zamiast 4 tygodni wydłużył się do 10 tygodni ciurkiem.
Co mogę powiedzieć już po takim czasie? Jestem w dobrym miejscu. Naprawdę. Czuję się tam świetnie. Jest świetna atmosfera, bardzo fajni lekarze, z którymi jestem na Ty w zasadzie od początku (rezydentami). Mam wrażenie, że oni też mnie polubili.
I chociaż roboty byłoby więcej gdyby nie było remontu to i tak dostałem swojego pacjenta do prowadzenia, codziennie go badam, przedłużam/zmieniam leczenie, rozmawiam z rodziną, zlecam badania.
Ogólnie zabawna sytuacja kiedy musiałem jego rodzinie się przedstawić i powiedzieć, że jestem lekarzem prowadzącym. Niestety nie powiedziałem swojego nazwiska, a na pytanie: "Przepraszam jak Pan doktor się nazywa?" odpowiedziałem: "Dr Bulb"
Poczułem się jak dr Quinn.
Chodzę też na konsultacje z lekarzami. I naprawdę wkurwia mnie niemiłosiernie jak są konsultacje z dupy tylko po to, żeby psychiatra zobaczył pacjenta.
Dzisiaj np. pacjent nie chciał się zgodzić na gastroskopie. Tylko dlatego, że nikt mu nie wyjaśnił na czym polega to badanie. I co? Łatwiej konsultacje załatwić niż porozmawiać z pacjentem...
Ech... Wiele osób na oddziale myśli, że jestem rezydentem. Są zaskoczeni, że nim nie jestem. Słyszałem też, że jestem ponoć najbardziej ogarnięty z rezydentów. To też miłe. Chyba wszyscy mnie namawiają, żebym został tam na rezydenturze. Ech... z tym mam pewną zagwozdkę, ale o tym w następnej notce...
Komentarze
Prześlij komentarz