Tak vogule to było fajnie
Tydzień temu byłem na imprezie Vogule Poland. Było to o tyle
skomplikowane logistycznie, ponieważ mój szwagier miał wtedy urodziny.
No, ale złożyłem życzenia, zjadłem i pożegnałem się. O 21 byłem już w
drodze do Chefa - befor przed.
Nie sądziłem, że mogę się tak dobrze bawić na ich imprezie. Wiedziałem, że "są niezapomniane", ale tu się tak dobrze bawiłem, że nawet nie czułem choroby, która mnie brała dzień wcześniej.
Chef trochę wypił, więc no cóż nie krępował się całować mnie na parkiecie, ja o dziwo potem go zostawiłem i razem z jego przyjaciółką przepchnęliśmy się pod barierki. I o ile za pierwszym razem jak ją poznawałem trochę się jej obawiałem (nie wiedzieć czemu), tak teraz chyba z nią się najlepiej bawiłem.
Przy barierkach moją rękę dotknął nawet Patryk Chilewicz. Chyba zrobię podobnie jak LittleMonster69 i nie umyję tej ręki.
Później pamiętam, że jakiś koleś chciał ze mną tańczyć i generalnie chodził za mną dość długo. Chef samiec alfa od razu zaczął mnie pilnować. Nie powiem - schlebiało mi to.
Później poznałem taką parę z instagrama. Już od jakiegoś czasu sobie coś tam komentujemy, ale ja jako osoba, która traktuje instagrama jako coś wirtualnego nie jestem skory do jakiś większych przyjaźni. A tu ot tak - zobaczyli mnie. Lingwista (robocza nazwa) był zdumiony, że naprawdę istnieje, a nie jestem botem z instagrama. W ogóle śmieszne było jak mnie zobaczył bo się do mnie przytulił, a ja właśnie wracałem z mokrymi dłońmi z toalety. Niewiele myśląc + do tego pod wpływem wytarłem ręce o niego w czasie powitanie. Wydawał mi się to super pomysłem.
Fajnie, może kiedyś z nimi się spotkamy w realu, kto wie.
Wróciliśmy do domu jakoś koło 4:30. Chef się uzewnętrznił (na szczęście w toalecie). A ja? Ja mimo, że mieszałem, mimo że obudziłem się po 5 godzinach czułem się jak nowonarodzony. Zero kaca.
Nie sądziłem, że mogę się tak dobrze bawić na ich imprezie. Wiedziałem, że "są niezapomniane", ale tu się tak dobrze bawiłem, że nawet nie czułem choroby, która mnie brała dzień wcześniej.
Chef trochę wypił, więc no cóż nie krępował się całować mnie na parkiecie, ja o dziwo potem go zostawiłem i razem z jego przyjaciółką przepchnęliśmy się pod barierki. I o ile za pierwszym razem jak ją poznawałem trochę się jej obawiałem (nie wiedzieć czemu), tak teraz chyba z nią się najlepiej bawiłem.
Przy barierkach moją rękę dotknął nawet Patryk Chilewicz. Chyba zrobię podobnie jak LittleMonster69 i nie umyję tej ręki.
Później pamiętam, że jakiś koleś chciał ze mną tańczyć i generalnie chodził za mną dość długo. Chef samiec alfa od razu zaczął mnie pilnować. Nie powiem - schlebiało mi to.
Później poznałem taką parę z instagrama. Już od jakiegoś czasu sobie coś tam komentujemy, ale ja jako osoba, która traktuje instagrama jako coś wirtualnego nie jestem skory do jakiś większych przyjaźni. A tu ot tak - zobaczyli mnie. Lingwista (robocza nazwa) był zdumiony, że naprawdę istnieje, a nie jestem botem z instagrama. W ogóle śmieszne było jak mnie zobaczył bo się do mnie przytulił, a ja właśnie wracałem z mokrymi dłońmi z toalety. Niewiele myśląc + do tego pod wpływem wytarłem ręce o niego w czasie powitanie. Wydawał mi się to super pomysłem.
Fajnie, może kiedyś z nimi się spotkamy w realu, kto wie.
Wróciliśmy do domu jakoś koło 4:30. Chef się uzewnętrznił (na szczęście w toalecie). A ja? Ja mimo, że mieszałem, mimo że obudziłem się po 5 godzinach czułem się jak nowonarodzony. Zero kaca.
Komentarze
Prześlij komentarz